Na jednym z moich ulubionych zdjęć z dzieciństwa stoję pod drzewem w lesie z mikserem w ręce. Nie pamiętam, jaki miałam pomysł, ale pamiętam mnóstwo leśnych wypraw z rodzicami (ornitologiem i botaniczką) – obserwacji zwierząt i roślin, smaków, zapachów, światła.
Moją ukochaną bohaterką dzieciństwa była Ronja córka zbójnika, odważna i całe dnie biegająca po lesie. Też biegałam. W podstawówce, w liceum, godzinami. Potem były studia humanistyczne, po których miasto zatrzymało mnie na 8 lat, ale przecież wiedziałam od początku, że wrócę do świata, gdziem las jest na wyciągnięcie ręki. I wróciłam*.
Układam teraz swoje życie na wsi na skraju Beskidu Wyspowego, znowu włóczę się po lesie i jestem szczęśliwa. Codziennie zachwycam się przyrodą i beskidzkimi szlakami. Zachwyt i chęć poznania bliskiego mi świata zaprowadziła mnie na kurs przewodników beskidzkich.
Teraz – już jako przewodniczka beskidzka, mogę dzielić się tym pięknem z innymi.
Zdjęcia z mikserem nie mogę znaleźć, ale prawie wszystkie fotografie pokazują mnie w lesie.
*Droga powrotna chwilę trwała. Zaczęło się od tęsknoty za materią i przyrodniczym opisem świata. W odpowiedzi poszłam na podyplomowe studia na na SGGW o zachowaniu i hodowli psów. Potem pojawiła się Ruta – biała, szalona wilczyca. Od niej zaczęło się myślenie o wyprowadzce. Zanim zapadła decyzja, przeprowadziłam test i przez 3 miesiące mieszkałam sama w wiejskim domu koleżanki. Dzięki temu wiem, że nie mogę żyć w miejscu, z którego nie widać żadnych innych domów – potrzebuję choćby światła w oddali. Przez te trzy miesiące poczułam bardzo mocno, że znowu chcę mieszkać na wsi. I zaczęłam szukać miejsca dla siebie. Po roku poszukiwań, kiedy już traciłam nadzieję, że się uda – znalazłam. A może to ono do mnie przyszło. Nie wiem.