Druga noc z wichurą. Jeszcze tutaj tak mocno nie wiało, choć wieje często i często mocno.
Siedzę i nasłuchuję wycia i trzasków, próbując rozpoznać, co jest tylko straszeniem, a co może być już szkodą. Łomoczą drzwi, tak jakby ktoś się dobijał, szarpiąc za klamkę, jęczą okna, przed chwilą coś przeturlało się po strychu (co?).

Słucham rytmu kolejnych powiewów wiatru – najpierw narastający huk, potem uderzenie w ścianę szczytową, które skrzypieniem bali przechodzi przez całą chałupę, metr po metrze.
Cały dom się trzęsie i rusza, a ja siedzę i się o niego boję. To będzie długa noc z whisky, bo przy takiej wichurze nie da się spać. O dziwo jeszcze jest prąd. Zawsze raźniej pod żarówką.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.