Na jednym z moich ulubionych zdjęć z dzieciństwa stoję pod drzewem w lesie z mikserem w ręce. Nie pamiętam, jaki miałam pomysł, ale pamiętam mnóstwo leśnych wypraw z rodzicami (ornitologiem i botaniczką) – obserwacji zwierząt i roślin, smaków, zapachów, światła.

Moją ukochaną bohaterką dzieciństwa była Ronja córka zbójnika, odważna i całe dnie biegająca po lesie. Też biegałam. W podstawówce, w liceum, godzinami. Potem były studia humanistyczne, po których miasto zatrzymało mnie na 8 lat, ale przecież wiedziałam od początku, że wrócę do świata, gdzie las jest na wyciągnięcie ręki. I wróciłam.

Mieszkam teraz w starej drewnianej chałupie we wsi na skraju Beskidu Wyspowego. Codziennie włóczę się po lesie, obserwuję zmieniające się pory roku, zmieniającą się pogodę, zmieniające się chmury i plamy światła na zboczach gór. Z każdym dniem doceniam coraz bardziej prawdziwą ciszę i prawdziwą ciemność, których można tu doświadczyć. I czuję, że im mniej intensywnych bodźców dookoła, tym więcej spokoju we mnie,

Jako przewodniczka beskidzka, mogę dzielić się pięknem tych doświadczeń z innymi – właśnie po to zrobiłam kurs przewodnicki i zdałam wymagający egzamin państwowy.

Zdjęcia z mikserem nie mogę znaleźć, ale prawie wszystkie fotografie pokazują mnie w lesie.