Stosunkowo niedawno polskie media emocjonowały się historią małego niedźwiadka uratowanego w Bieszczadach przez leśników. Maluch był osłabiony, nie wiadomo było, gdzie jego matka, a po piętach deptały mu wilki… Happy endu nie było, zwierzę umarło niedługo potem. Pytanie, które stawiało wiele osób zajmujących się ochroną przyrody brzmiało – po co w ogóle ingerowali?

Doskonale rozumiem odruch ratowania. Ostatniej zimy widziałam przez okno, jak krogulec zabija pojawiającego się w moim ogrodzie codziennie dzięcioła. Chciałam wybiec i spłoszyć drapieżnika, żeby uratować ptasiego sąsiada, ale się powstrzymałam. Bo wiem, że nasze automatyczne odruchy nie zawsze są mądre, a ptaki drapieżne muszą kogoś zjeść, żeby żyć.

Wiedza jest potrzebna. Nie chodzi o zapamiętywanie encyklopedycznych formułek, ale poznanie drugiej istoty. Co jej szkodzi? Co jej służy? Co jest jej potrzebne do życia? Czy i w jaki sposób komunikuje, czego chce i nie chce? Przecież, gdy jesteśmy blisko z drugim człowiekiem nie wszystko czytamy w myślach – wiemy, co go/ją ucieszy, jak odpoczywa, co lubi jeść.

To szczególnie ważne, gdy druga istota należy do innego gatunku i jest ryzyko, że przypiszemy jej nasze schematy działania. Bycie blisko natury to również wiedza o niej. Dlatego wciąż się uczę, obserwuję i doświadczam. I dlatego chcę Wam o tym opowiadać.

 

dav